12 lutego 2015

Kałamarnice duszone - przepis

Wiem, że blog wygląda na porzucony ale teraz będę pewnie pisać trochę więcej. Nie jest to postanowienie noworoczne a wynik zbyt dużej ilości wolnego czasu…. Tak to jest z czasem, że albo nie ma go wcale albo jest w nadmiarze.
Mam też więcej czasu na gotowanie i dopracowanie przepisów portugalskiej kuchni. Dzisiaj na warsztacie (czyli blacie) były kalmary. Nie ma na nie jednego przepisu, raczej każdy coś od siebie do niego dodaje.
Przepis choć wygląda na długi wcale nie jest trudny. Czas przygotowania to mniej - więcej 45 minut.
Kałamarnice duszone.
  • 1kg kałamarnic świeżych lub mrożonych, oczyszczonych – czyli bez „atramentu”  (najlepiej nadają się całe lub w dużych kawałkach, ewentualnie pokrojone w drobne obrączki tak jak na hiszpańskie kalmary)
  • 3 lub więcej ząbków czosnku
  • oliwa z oliwek
  • mały przecier pomidorowy
  • sok z cytryny
  • natka pietruszki
  • sól i pieprz
Kałamarnice rozmrażamy, myjemy, kroimy na średniej wielkości kawałki (macek nie trzeba rozdrabniać) i osuszamy. Następnie skrapiamy dość obficie sokiem z cytryny i ewentualnie doprawiamy solą i odstawiamy na ok. 30 minut. (Z solą należy uważać, gdyż kalmary są często słonawe same z siebie.)
Miażdżymy i siekamy ząbki czosnku, wrzucamy na zimna patelnię i zalewany obficie oliwą z oliwek. (Do czosnku sprawdzi się praska. Co do oliwy to oryginalny smak potrawy zagwarantuje oczywiście oryginalna portugalska oliwa. Wyróżnia się ona mocnym zapachem i posmakiem oliwek. Można ją dostać w Biedronce i na szczęście nie jest droga.)
Mieszamy wszystko i zaczynamy podgrzewać patelnię. Ważne jest aby nie przysmażyć czosnku. Ma on być raczej podduszony. Gdy oliwa na patelni jest już gorąca wrzucamy kalmary. (Jeśli w naczyniu w którym się marynowały zebrało się dużo płynu to należy je odcedzić.)
Teraz należy zwrócić uwagę aby kalmary nie wyszły gumowate. Jest to pewna sztuka, gdyż nie ma żadnej dobrej zasady dotyczącej czasu podsmażania.  Podsmażane zbyt krotko będą gumowane i surowe, podsmażane zbyt długo będą po prostu twarde.
Patelnia musi być dobrze gorąca. Może się na niej znaleźć trochę płynu z marynowania. Jeśli będzie go za dużo no należy go odparować. Jeśli robi się go mało, należy uważać aby kalmary nie przypaliły się do patelni.
Mięso powinno zacząć się wywijać na brzegach, ale najlepiej sprawdzać czy jest miękkie widelcem. (Jeśli używany kalmarów mrożonych i trafiły nam się duże sztuki ich mięso nigdy nie będzie kruche, co nie znaczy że będzie złe… Trzeba jednak uważać, żeby ich nie przetrzymać na patelni).
Gdy kalmary zaczną dochodzić, doprawiamy je przecierem pomidorowym oraz pokrojoną natką pietruszki i mieszamy.
Po zdjęciu z ognia kalmary są gotowe do podania. Można teraz je doprawić do smaku sokiem z cytryny, solą i świeżo zmielonym pieprzem i jeszcze natką.
Podawać można z ryżem, gotowanymi ziemniakami, najlepiej w mundurkach lub chlebem. I oczywiście kieliszeczkiem wina.
Smacznego.
20141217_211856

10 lutego 2015

Portugalia zimą - czyli "Jak się ubrać?"

Wiem, że każda wyprawa, zwłaszcza zimą wiąże się z rozważaniami na temat pogody (zarówno u celu jak i w czasie podróży). Jeśli chodzi o zwiedzenie Portugali zimą to z niewielkim przygotowaniem i tolerancją można być spokojnym. O plażowaniu można raczej zapomnieć, choć o filtrze UV nie.
Pogoda zimą w Lizbonie nie jest zła. Jest wiele słonecznych dni, wiele dni z niewielkim i średnim zachmurzeniem. Co jakiś czas jest kilka dni deszczowych (choć z reguły deszcz przeplata się z przejaśnieniami). W takie dni zaopatrzeni w parasol możemy spokojnie wybrać się na miasto. Należy jednak pamiętać, że tutaj też mamy zimę a zima wiąże się z opadami i co jakiś czas zdarza się dzień lub dwa gdzie po prostu leje.
W takie dni lepiej znaleźć sobie rozrywkę pod dachem - np. zwiedzić jedno z wielu muzeów.
Jeśli chodzi o temperatury to mróz lub przymrozki nie zdarzają się. Przez siedem lat w Lizbonie raz widziałam śnieg, choć w zasadzie rozpuszczał się przed zetknięciem z ziemią. To co może zaskoczyć i na co należy się przygotować to różnica między temperaturą powietrza i temperaturą odczuwalną (na niektórych portalach pogodowych oznaczaną RealFeel). Różnica ta bywa znaczna i pomimo słonecznej pogody i termometru pokazującego nawet 12 stopni jest po prostu zimno. Związane jest to chyba z wilgotnością? - naprawdę nie znam sie na meteorologii.
Oczywiście zimno będzie tym, którzy ubiorą się w letnią kurtkę i zapomną o szaliku. Na takie pogody najlepiej naszykować się “na cebulkę”, zadbać o ciepłą kurtkę, szalik a nawet czapkę i można spokojnie ruszać w miasto bez obawy o zdrowie lub komfort.
20130310_142018
Tyle jeśli chodzi o Lizbonę. Podobnie jest zadłuż wybrzeża na południe - Alentejo i Algarve.
W centralnej części Alentejo może być generalnie nieco chłodniej, zwłaszcza w nocy, więc polskie kurtki i kozaki mogą się przydać. W Algarve klimat jest generalnie jeszcze łagodniejszy niż w Lizbonie.
Jeśli chodzi o centralną część Portugali - zwłaszcza Beirra Baixa i Beirra Alta oraz góry, to pogoda może przypominać nawet łagodną wersję naszej polskiej zimy. Możemy liczyć na dużo słońca, ale też może się zdarzyć śnieg.
Tutaj ważna informacja dla osób podróżujących po Portugali samochodem: śnieg oznacza paraliż. Można utknąć na autostradzie na całą noc z powodu centymetrowej warstwy śniegu. Nie zdarza się to często i Portugalia nie jest wyposażona w odpowiednie środki zaradcze - np. posypywarki. Warto przed wyruszeniem w głąb kraju sprawdzić pogodę.
Jeśli chodzi o północną część Portugalii musimy zdecydowanie lepiej przygotować sie na deszcze. Temperatury też będą nieco niższe. Z dala od wybrzeża mogą sporadycznie zdarzyć się przymrozki i śnieg.
Jeszcze jedna rada na koniec. Warto wziąć ciepłą piżamę i parę skarpet. Większość hoteli i hosteli jest co prawda wyposażona w klimatyzację z funkcją ogrzewania, ale może się okazać nie wystarczająca (zwłaszcza w głębi kraju). Wiele mieszkań, zwłaszcza starszych, nie ma systemów ogrzewania - ratujemy się farelkami i olejakami.
Na koniec parę linków:
http://www.ipma.pt/
http://www.accuweather.com/en/pt/portugal-weather

08 lutego 2015

Zoo w Lizbonie

Przeglądając fotografie zrobione kilka tygodni temu przyszedł mi do głowy pomysł aby opisać jedną z mniej znanych ale wartych odwiedzenia atrakcji Lizbony.

Pomimo, że Zoo jest poza centrum łatwo tam trafić (stacja metra Jardim Zoológico).

Bilety nie należą do najtańszych, za to w środku czeka tyle atrakcji, że można zagospodarować cały dzień. Jest też miejsce gdzie można zrobić piknik. Ja polecam pokazy, w których biorą udział zwierzęta. Będą fajnym przeżyciem dla dzieci. Można też zwiedzić Zoo „z góry” wsiadając do kolejki linowej.

(Czasami w magazynach TimeOut lub HappyWoman można znaleźć kupony, które znacznie obniżają cenę biletu.)

 

zoo-2 zoo-4
zoo-1 zoo-5

20 lutego 2014

Wyprawa na Maderę – Dzień IV

Dzień miał być zdominowany przez zwiedzanie wschodniej części wyspy - głównie Caniçalu. Od rana jednak zaczęliśmy od trekkingu wzdłuż lawady w Ribeiro Frio.

Madera - Ribeiro Frio

Pogoda była deszczowa, jednak bujna roślinność wzdłuż trasy osłaniała nas dobrze od deszczu i spacer był przyjemny. Przy lepszej pogodzie warto zwiedzić hodowlę pstrąga a nawet zatrzymać się na obiad. My śpieszyliśmy się do Caniçalu.

Caniçal

Każde miasteczko na Maderze ma przynajmniej raz do roku swoje święto. Święto Caniçalu – Festa da Nossa Senhora da Piedade - przypadało akurat na ostatni dzień naszego pobytu na Maderze. Święto o tyle ciekawe, że jego punktem kulminacyjnym jest procesja na łodziach z figurą Matki Boskiej do niewielkiego sanktuarium na Ponta de São Lourenço.

Głównym miejscem zabawy jest port, z którego wypływa procesja. Caniçal nie jest turystyczny, jednak w tych dniach odwiedza go sporo ludzi. Nie wielu jednak wie, że rybacy z chęcią zabierają turystów na swoje łodzie. Ba, zabierają wszystkich, którzy są w stanie się na nie dostać (przeskakując przez burtę). Nam się udało.

Madera Canical - Festa da Nossa Senhora da Piedade

Procesja trwa kilka godzin ale nie jest nudno. Na kutrach jest wesoło, gra głośna, czasem dyskotekowa muzyka. Rybacy częstują wszystkich na łodzi specjalnie na tę okazje przygotowanym jedzeniem (kanapkami z rybą gaiado) i piwem.

Madera Canical - Festa da Nossa Senhora da Piedade

Kutrów w całej procesji jest kilkanaście. Wszystkie są udekorowane. Dodatkowo towarzyszą nam mniejsze łodzie, motorówki a nawet skutery wodne. W czasie gdy delegacja wspina się z figurką do sanktuarium opływamy całą zatokę aż do latarni morskiej na Ilheu do Farol.

Madera Canical - Festa da Nossa Senhora da Piedade

Po powrocie do portu czeka nas kolejne wyzwanie. Kutry cumują obok siebie i żeby dotrzeć do rampy i zejść na brzeg musimy przejść przez burty trzech kolejno zacumowanych łodzi. Jak każde szczury lądowe mamy pewne obawy. Są fale i burty przyległych łodzi odpływają od siebie na spore odległości. Zastrzyk odwagi dostajemy obserwując starszych miejscowych ludzi i dzieci, którzy bez obaw przepychają się aby szybciej zejść z łodzi.

W porcie impreza już trwa a nam została jeszcze jedna potrawa do spróbowania - maderski szaszłyk na gałęzi lauru. Jest to menu obowiązkowe na wszystkich miejskich zabawach. Należy udać się do kramu, gdzie sprzedają je na surowo. Każdy może sobie taki szaszłyk przyrządzić według uznania na ustawionych w rożnych zakamarkach grillach. Do tego można dokupić bolo do caco i oczywiście buteleczkę lodowatego piwa Coral. Teraz jesteśmy już „tutejsi”.

Madeira - Espetada

Madeira - Espetada 

Procesja na kutrach była ukoronowaniem naszej wyprawy. Wspaniała przygoda, okazja do porozmawiania z tutejszymi ludźmi o ich wcale nie łatwym życiu. Zanurzenie w tutejszej kulturze…

W całej podróży przywieźliśmy tony nowych wspomnień, setki zdjęć, nowe smaki i czapkę z antenką, i.. niedosyt. Jeśli będzie okazja z chęcią tam jeszcze wrócimy.

19 lutego 2014

Wyprawa na Maderę – Dzień III

Dzisiaj nastawiliśmy się na trekking. Plan obejmował trasy w okolicach Encumeada i Rabaçal.

Po zjeździe z wygodniej drogi krajowej zaczęliśmy piąć się pod górę. Pogoda była coraz bardziej pochmurna a my zbliżaliśmy się coraz szybciej do poziomy mgły. Gdy dojechaliśmy do punktu startowego trasy w Chão dos Louros dookoła było już biało. Nie zraziło to nas jednak do wejścia na szlak. Trasa wiedzie przez las laurowy, bardzo typowy dla Madery i jednoczenie zupełnie niespotykany poza nią. To właśnie te lasy odfiltrowują słodką wodę a sztywne laurowe liście nie pozwalają jej odparować. Tereny te wpisane są na listę Natura 2000.

Madera - las laurowy

Po powrocie do samochodu skierowaliśmy się do Porto Moniz przecinając cały płaskowyż Paul. Niestety mgła zalegała doliny i tylko czasami można było podziwiać widoki. Z resztą Pul jest znany ze swojej zmiennej pogody.

Madera - Paul

Kolejna trasa która chcieliśmy przejść zaczyna się w okolicach Rabaçal. Trzeba do niej dojść ok. 2 km starą, asfaltową, zamkniętą dla ruchu drogą. Dla zaoszczędzenia czasu można złapać kursujący po tej drodze bus.

Madera - Rabacal 

Od Casa de Rabaçal szlak rozdziela się na dwa Lavada das 25 fontes i Lavada do Risco. My wybraliśmy ten drugi. Szlak kończy się tarasem z widokiem na wodospad. Można spotkać tam pozbawione strachu przed ludźmi zięby.Madera - Rabacal

Po powrocie z trasy kontynuowaliśmy podroż do Porto Moniz. Wcześniej chcieliśmy jeszcze zobaczyć słynny wodospad Véu de Noiva czyli Welon Panny Młodej. Słynnie on z tego, że woda leje się z dużej wysokości niemal bezpośrednio na przechodzącą pod nim szosę.

Niestety jedyna droga jaka wydawała nam się słuszna, po kilkuset metrach konsekwentnego zwężania się zakończyła się pionową ścianą burej skały. (Wodospadu nie udało nam się odnaleźć. Dopiero po powrocie do hotelu odszukałam informację, że można do niego dotrzeć jedynie od strony Ribeira da Janela.)

Porto Moniz

Jeśli pogoda dogodzi to warto się zatrzymać w Porto Moniz na dłużej i skorzystać z naturalnych basenów, które są atrakcją miasteczka.

Madera - Porto Moniz

Po Porto Moniz przyszedł czas na drugą część wycieczki czyli powrót w kierunku Funchalu. Aby nie powtarzać trasy przez Paul postanowiliśmy objechać wyspę od strony zachodniej i bez większych planów zajrzeć do rybackich miasteczek.

Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, że przygoda dnia jest jeszcze przed nami. Pierwsze miasteczko do którego zajrzeliśmy to Achadas de Cruz, w okolicach, którego znajduje się kolejna kolejka liniowa. Można nią dostać się na położone na poziomie morza pola Quebrada Nova. Patrząc w dół z tarasu kręci się w głowie. Kable kolejki biegną niemal pionowo, póki sięga wzrok.

Madera - Achadas de Cruz

Nie udało się niestety już zjechać na dół, ale przyszła nam ochota na dojechanie do morza. Dlatego po wyjechaniu na główną drogę, próbowaliśmy po raz kolejny odbić w kierunku plaży.

Uliczka, którą wybraliśmy zwężała się tak bardzo, że zawrócić na główną drogę moglibyśmy tylko na wsteczny biegu. Zwątpienie ustąpiło, gdy na jej końcu zobaczyliśmy wiatę a w niej dwóch machających do nas pasterzy. Obaj pokazywali, żeby jechać w lewo…

Zatrzymaliśmy się naprzeciwko nich aby zapytać o drogę. Okazało się, że „w lewo jedzie się na zabawę a do morza z stąd to tylko paralotnią… a skoro już się przecisnęliśmy aż do nich to lepiej jechać dalej niż się wracać”.

Z braku paralotni wybraliśmy się w lewo – czyli na zabawę. Po drodze zastanawiając się co będzie jeśli ktoś nadjedzie z przeciwka. Na szczęście po drodze spotkaliśmy tylko kolejnych pasterzy, którzy … machali, żeby kontynuować w lewo.

Ponta do Pargo

Po ok. 20 minutach dojechaliśmy do Ponta do Pargo, gdzie właśnie rozpoczynała się coroczna „Festa do Pêro”.

Na Maderze takie zabawy są organizowane z prawdziwym rozmachem. Całe miasteczko było przystrojone. Wokół głównego placu rozłożono stragany lokalnych producentów wszelkiego typu pożywienia. Na scenie montował się zespół, przemawiał wójt, a wszystko kręciła telewizja.

Madera - Ponta do Pargo

Na rogach placu rozpalano grille i wszędzie pachniało jedzeniem. Postanowiliśmy skosztować kolejnego maderskiego przysmaku w najbardziej tradycyjnej formie – Sandes com Carne de vinha d'alhos. Można to opisać jako bułkę z peklowanym mięsem zaakcentowaną ostrą papryczką. Pycha!

Jardim do Mar

Zostało już niewiele czasu do zachodu słońca a nam dalej nie udało się dojechać do plaży. Na kolejny cel wyznaczyliśmy sobie Jardim do Mar. Jest to maleńkie miasteczko przytulone do urwistych skał Paul. Malownicze domki z kwitnącymi ogródkami są przytulone do siebie, tak blisko, że przejść między nimi można tylko gęsiego. Wprawdzie Jardim do Mar leży na poziomie morza jednak plaża praktycznie tam nie istnieje. Jedynie kamienisty brzeg zapewnia wąski dostęp do wody.

Zaczęło się już ściemniać. Ciemnogranatowa woda, gwieździste niebo i odcinające się na jego tle czarne skały. Słabiutkie światełka z miasteczka budziły nowe, trudne do zdefiniowania uczucia. Tak jakbyśmy byli na końcu świata…

Madera - Jardim do Mar

Aby zabić poczucie grozy, postanowiliśmy wrócić do centrum i znaleźć miejsce na kolacje. Co prawda po sezonie nie mieliśmy dużego wyboru jednak serwowane na tarasie lapas smakowały wybornie.

madera-31

Dzień się już kończył i przyszła pora na powrót do Funchal. Odległość z Jardim do Mar do Funchal jest relatywnie niewielka i jeśli skorzysta się z tuneli, to nie powinna przysporzyć nieoczekiwanych emocji. Z tunelami jednak nie jest tak łatwo jakby się chciało. Niby podążaliśmy za drogowskazami, ale gdzieś za Calheta zjazd na Funchal zamiast do tunelu pokazywał na jakąś boczną drogę. Na początku jakoś nas to nie zmartwiło. Nie zraził nas też częściowy brak światła, ani to, że droga robiła się coraz węższa. Dopiero stojące na poboczu maszyny górnicze zaczęły nas zastanawiać, a o pomyłce przekonała nas lejąca się na drogę woda. Okazało się też, że o zawracaniu możemy zapomnieć – za wąsko i za ciemno - więc pozostało tylko jechać do przodu. Po kilku minutach zobaczyliśmy nieco surrealistyczny widok - prostopadły do drogi wjazd do tunelu… nie mieliśmy innego wyjścia jak spróbować tej dziwnej opcji. Okazało się, ze równolegle z naszą drogą biegnie tunel, a my do niego wjechaliśmy wyjazdem awaryjnym… Dawno nie poczułam takiej ulgi w tunelu.

18 lutego 2014

Wyprawa na Maderę – Dzień II

Funchal
Na drugi dzień naszej wizyty zaplanowaliśmy zwiedzanie Funchal i okolicy. Funchal to stolica Madery i największe jej miasto. Zwiedzanie mieliśmy zacząć od portu jednak wtedy był on w przebudowie.
Skierowaliśmy się więc prosto na sławny maderski targ - Mercado dos Lavradores. Targ dzisiaj dalej pełni swoją funkcję jednak jest odwiedzany głównie przez turystów. Wszystko to dzięki niezwykle barwnej mieszance wszystkiego co na Maderze najlepsze: warzyw, owoców, kwiatów i ryb.
Madera - Mercado dos Lavradores
Przed wejściem do budynku kobiety ubrane w tradycyjne maderskie stroje sprzedają kwiaty. Wewnątrz panuje tłok i gwar – przewodnicy prezentują grupom turystów niespotykaną ilość gatunków marakui.
Madera - Mercado dos Lavradores
Na targu można także zakupić wino. Na Maderze nie produkuje się wiele wina ale jest jeden gatunek typowy dla wyspy - Vinho da Madeira. Jest to wino wzmacniane, słodkie lub wytrawne i dzięki unikalnemu procesowi wytwarzania niezwykle trwałe.
Na końcu zwiedzamy część rybną, znajdującą się w tylnej części budynku. Na Maderze łowi się głównie tuńczyka (pt. atum) i pałasza (pt. peixe espada) a z owoców morza popularne są skałoczepy (pt. lapas).
Madera - Mercado dos Lavradores
Po wyjściu z rynku przeszliśmy się starówką, która przypomina każdą portugalską starówkę - z masą kawiarni i restauracji ze stolikami wystawionymi na ulicę. Choć nie było jeszcze południa gdzieniegdzie unosił się już zapach jedzenia.
Monte
Po starówce przyszedł czas na Monte. Można tam się dostać ze starówki kolejką liniową, jednak my wybraliśmy samochód. Dzielnica Monte jest bardzo elegancka – pełna zieleni, parków i ogrodów. W XIX w. była to dzielnica letniskowa elity Funchalu i także Europy. Swoją posiadłość miał tutaj np. Karol I Habsburg.
W centrum dzielnicy stoi niewielki kościółek Igreja de Nossa Senhora do Monte. Można wejść na wierzę i podziwiać panoramę Funchal.
Madera - Monte 
Jedną z atrakcji Monte są pojazdy „koszykowe” (carros de cesto ). Poruszają się na drewnianych wyślizganych szynach po równie wyślizganej kamiennej kostce, którą wyłożona jest ulica. Rozpędzane i sterowane są przez dwóch mężczyzn, którzy towarzyszą do końca trasy i potem odprowadzają koszyk na górę. To właśnie dla tego typu pojazdów na Maderze praktykowano zaokrąglone stopnie schodów. (Można je spotkać do dzisiaj w starszych dzielnicach.) Kiedyś taka forma transportu była dość powszechna. Dzisiaj to tylko pamiątka dostępna dla bardziej zamożnych turystów.
Madera - carros de cesto
Ogród botaniczny
Kilkaset metrów za kościołem rozpoczyna się druga kolejka liniowa, która łączy Monte z ogrodem botanicznym (Teleférico do Jardim Botânico). Głęboką dolinę można przebyć w 10 minut. Widoki piękne – jednak cierpiący na lęk wysokości mogą czuć pewien dyskomfort.
Ogród botaniczny położony jest na terenie Quita do Bom Sucesso. Zgromadzono tam ok. 3000 gatunków roślin. Łagodny klimat sprawia, że rośliny mają się doskonale. Wiele z nich kwitnie praktycznie przez cały rok. W ogrodzie panuje niezwykle przyjemna i relaksująca aura.
Madera - ogród botaniczny
To z niego pochodzą najpopularniejsze fotografie Madery, z dywanami kolorowych kwiatów i panoramą Funchal w tle. Poza rabatami kwiatów można też zobaczyć bogaty ogród kaktusowy, kolekcję egzotycznych ptaków a także zielnik. Jeśli ktoś ma mocny żołądek może zajrzeć do niewielkiego Muzeum Historii Naturalnej, gdzie obejrzeć można takie eksponaty jak wypchane zwierzęta lub mięczaki zakonserwowane w formalinie. Nie dla każdego jest to frajdą.
Madera - ogród botaniczny
Po powrocie na Monte postanowiliśmy wrócić jeszcze do centrum Funchalu i przejść się między eleganckimi budynkami w pierwszej linii za promenadą. Dla odświeżenia wybraliśmy się na lody. Warto spróbować takich z miejscowych lodziarni. Do wyboru jest tyle smaków ile gatunków owoców na Maderze.
Cabo Girão
Było już późne popołudnie i zaczęliśmy się zastanawiać czy nie warto obejrzeć zachodu słońca z jednego najwyższych klifów w Europie– Cabo Girão (580m). Znajduje się on na zachód od Funchal. Poza kolejnym zapierającym dech w piersiach widokiem jego atrakcją jest szklany taras.
Madera - Cabo Girao
Pod naszymi nogami widać tarasowe poletka i malutkie fale. Morze o tej porze dnia ma niezwykle granatową barwę. Zarco musiał czuć dreszcze …
Camara de Lobos
W drodze powrotnej do Funchalu zatrzymaliśmy się jeszcze wiosce rybackiej Camara de Lobos. W niewielkiej zatoce zgromadziły się najróżniejszej wielkości i koloru kutry rybackie. Słońce już prawie zaszło i pozostała tylko jasna poświata na niebie, która kontrastując z czarnymi wulkanicznymi skałami nadała krajobrazowi nutę dramatyzmu. Nic dziwnego ze Churchill (wypoczywający na Maderze w latach 50-tych XX wieku) zauroczył się tym miejscem.
Madera - Camara de Lobos
Zgłodnieliśmy…
Niedaleko portu wąskie uliczki są pełne niewielkich knajpek odwiedzanych tak przez turystów jak i przez miejscowych. My skusiliśmy się na grillowane lapas oraz kolejny tradycyjny napój - nikita. Jest to koktajl z lodów owocowych, soku i ewentualnie białego musującego wina i/lub piwa.

17 lutego 2014

Wyprawa na Maderę – Dzień I

Lecieliśmy cały czas nad chmurami co oczywiście nas martwiło. Na Maderze pogoda potrafi się zbiesić i wtedy nawet z lądowania nici. Na szczęście w okolicach Porto Santo zachmurzenie zaczęło się przerzedzać. Już sam fakt, że dojrzeliśmy wyspę na tle Atlantyku dawał nadzieję.
Madera przywitała nas słońcem i rześkim powietrzem. Było jeszcze bardzo wcześnie, więc żeby nie marnować dnia odebraliśmy szybko samochód z wypożyczalni i wyruszyliśmy w kierunku Santany.
Mimo bardzo górzystego terenu odległości na Maderze pokonuje się szybko i wygodnie dzięki rozbudowanej sieci tuneli. Zjechanie na stare, prowadzące przez góry drogi może przysporzyć niespodzianek. Przekonaliśmy się o tym kilka dni później.
Santana
Santana leży w północno - wschodniej części wyspy. Okolice te, od południa otoczone przez wysokie góry a od północy przez ocean, mają typowo rolniczy charakter.
Wizytę rozpoczęliśmy od śniadania na które zamówiliśmy bolo de caco. Jest to rodzaj pieczywa białego w formie dużej bułki, podawanego na ciepło z masłem z dodatkiem ziół.
W Santanie jest największa koncentracja tradycyjnych domów w kształcie litery A, z kolorowymi obwódkami wokół okien i drzwi oraz strzechą z trzciny. Domy te, rozrzucone po całej okolicy, do dzisiaj są wykorzystywane w celach gospodarczych i czasem mieszkaniowych. Te najbardziej zadbane można obejrzeć w centrum miasta.
Madera - Santana
W okolicach Santany rozpoczyna się też kilka szlaków pieszych. Nas najbardziej interesował szlak na Pico Ruivo – najwyższą górę Madery. Do pewnego momentu - Achada do Teixeira - można podjechać samochodem, dalej trzeba dojść ok. 3 km. wzdłuż Vereda do Areeiro. Po drodze zrobiliśmy jeszcze na rozgrzewkę krótki spacer wzdłuż lewady w Queimadas.
Madera - Queimadas
Niestety w Achada do Teixeira zastaliśmy gęsta mgłę i taka pogoda towarzyszyła nam do szczytu odsłaniając tylko na chwile zapierające dech w piesiach widoki.
Madera - droga na Pico Ruivo
Po zdobyciu Pico Ruivo wyostrzył nam się apetyt. Dlatego kolejnym celem naszej wycieczki był obiad. Po niedługich poszukiwaniach znaleźliśmy ładne miejsce - Casa de Palha w São Jorge, gdzie można było spróbować maderskich specjałów. My wybraliśmy bife de atum czyli stek z tuńczyka podany ze smażoną cebulka i borrego guisado czyli duszoną jagnięcinę. Palce lizać!
São Vicente
Na dalszą część dnia zaplanowaliśmy São Vicente.
Droga z Santany do São Vicente wiedzie po zboczach gór na granicy rezerwatu przyrody. Warto się zatrzymać w punkcie widokowym przed Arco de São Jorge.
Madera - Arco de São Jorge.
Za Ponta Delgada coraz węższa droga zdaje się przytulać do zboczy. Jedziemy coraz niżej i bliżej oceanu przecinając, klaustrofobiczne, wykute w surowej skale tunele. Pierwszy raz dostrzegam niezwykły, głęboko granatowy kolor wody. Krajobraz staje się nieco surowy a dramatyczności dodają mu chmury i głęboki cień rzucany przez zbocza Lombada das Vacas.
W Sao Vincente zwiedzamy centrum wulkanizmu (Grutas e o Centro do Vulcanismo de São Vicente). Znajdują się tam jaskinie pochodzenia wulkanicznego – tunele, którymi przed prawie milionem lat przesuwała się lawa. Przewodniczka ciągle powtarza „No stalactites and no stalagmites”, żeby podkreślić wyjątkowość tych jaskini.
Madera - Grutas e o Centro do Vulcanismo de São Vicente
W ośrodku można także zwiedzić interaktywne muzeum i obejrzeć film o geologicznym pochodzeniu całego archipelagu.
Zaczyna się ściemniać i my też zaczynamy czuć zmęczenie. Kierujemy się więc w kierunku Funchalu na nocleg mijając po raz kolejny kilometry tuneli.
Po ulokowaniu się w hotelu wraca jeszcze ochota na poznanie okolicy i skosztowanie sławnych ponczów. Hotel jest niedaleko dzielnicy Lido gdzie ulokowane jest kąpielisko. Dość tutaj gwarno jednak udaje nam się znaleźć fajną knajpkę z wyśmienitym ponczem. Zmęczenie jednak zwycięża (a poncz mu w tym pomaga) i wracamy do hotelu wypocząć. Jutro czeka nas kolejny dzień pełen wrażeń.