Niedawno wpadła mi do rąk gazeta z artykułem na temat fajnych i niedrogich miejsc bez chord turystów. W artykule był m.in. opisany archipelag malutkich wysepek niedaleko Peniche. - Berlengas. Największą i jedyną dostępną dla turystów jest Berlenga Grande.
Jest to malutka wysepka z różowego granitu, otoczona niebieskimi, przezroczystymi wodami. W XII wieku na wyspie istniał klasztor Jezuitów jednak został porzucony. Na jego ruinach jest zbudowana dzisiejsza osad(k)a rybaków i obsługi wyspy. Wyspa jest zamieszkana od maja do października przez ok. 30 osób. W 1981 wyspa została sklasyfikowana jako rezerwat przyrody.
Na wyspę można się przeprawić z portu w Peniche. Wyruszamy 10-osobową osobową motorówką. Sternik ostrzega, że są fale i każe jak największej liczbie osób schronić się pod niewielkim zadaszeniem. Ci, co zostali na zewnątrz muszą założyć wodoodporne płaszcze.
Wyruszamy rozbawieni i pewni siebie, jednak już za portem zaczyna bujać. Po wypłynięciu na pełne morze da się już wyczuć pewne podenerwowanie. Sternik niczym surfista lawiruje na grzbietach fal. Kilka razy wyrzuca nas w powietrze. Wszyscy zaczynają się trzymać kurczowo czego popadnie. Panuje cisza. Ludzie, którzy zostali na zewnątrz są cali w wodzie. Można poczuć siłę otwartego oceanu. Na szczęście łódka wyposażona jest w worki z których niektórzy chętnie korzystają. Po 40 min. naszym oczom ukazuje sie najpiękniejszy widok dnia – Berlenga. Wysiadam, i choć kręci mi sie w głowie, udaję, że mogę iść prosto. Po kilku krokach jest lepiej. Jeszcze tylko ręka boli od kurczowego trzymania sie poręczy.
Gdy wreszcie odzyskałam równowagę i dobre samopoczucie idziemy zwiedzać wyspę. Pierwszy widok na zatokę i juz wiem, ze było warto przeżyć ekstremalny rejs.
Wyspa należy do mew. Oznacza to, ze jest ich wszędzie pełno (i wszystkiego co z nimi związane też).
Poza naturą i pięknymi widokami atrakcją wyspy jest XII wieczny fort São João Baptista das Berlengas. Idąc do niego mijamy działająca XIX-wieczną latarnię Duque de Bragança. Latarnik jest podobno jedyną osobą, która zostaje na wyspie przez cały rok.
Fort na pierwszy rzut oka wydaje sie niedostępny dla ludzi. Jednak chwilę później znajdujemy malutkie schodki wzdłuż skał i wąziutki mostek. Fort jest niewielki i typowo obronny jednak doskonale wpisuje sie w krajobraz wyspy.
W forcie wsiadamy na łódkę ze szklanym dnem. Można nią zwiedzać groty i obejrzeć wodną część fauny. Mam pewne opory żeby znaleźć się znowu na wodzie ale ocean wokół wygląda zachęcająco spokojnie. Chętni mogą popływać w błękitnej wodzie choć woda - jak to określa nasz sternik - jest „psychologicznie zimna” . Groty są za to „psychologicznie wąskie” wiec znowu są emocje.
Z łódki schodzimy na głównej przystani i idziemy zwiedzać wschodnia część wyspy - Ilha Velha. Ta część należy do mew, które łaskawie schodzą nam z drogi. Z najwyższych punków rozciąga się niesamowity widok na inne wysepki archipelagu – Estelas i Farilhões.
Na końcu zaglądamy jeszcze na plażę niedaleko przystani. Woda jest zimna ale mimo to, jest wielu chętnych do kąpieli.
Powrót motorówką nie jest już taki ciężki choć fale w dalszym ciągu są spore. Wycieczkę kończymy w porcie w Peniche tradycyjną potrawą Cataplana de amêijoas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz